Mówili, że wiatr przynosi smutek i nostalgię, ale ona tego nigdy nie rozumiała. Dla niej ten czas, gdy wiatr zawodził za oknami, był najlepszą porą na malowanie. Zakładała ciepły szary sweter, rozstawiała sztalugi, wybierała kilka kolorów i pędzlem sunęła po płótnie. Wiatr wiał a ona malowała. Czuła się wtedy najszczęśliwszą i najbardziej kreatywną kobietą na świecie i nic się wtedy dla niej nie liczyło.

Zapytał ją kiedyś, dlaczego nigdy nie starała się o to, żeby swoje obrazy gdzieś wystawić, komuś sprzedać. Roześmiała się tylko i potrząsnęła głową. Nie, to była sprawa tylko jej i wiatru, magia trwała tak długo, jak długo w tym procesie brali udział tylko oni.

Trzymała się tego postanowienia praktycznie do swojej późnej starości. W momencie kiedy wzrok zaczął jej odmawiać posłuszeństwa, poprosiła swoją wnuczkę, żeby zorganizowała jej niewielką wystawę. Dopiero wtedy uznała, że to jest czas by pokazać światu co powstało na skutek niezwykłego romansu kobiety i wiatru.

Tego wieczoru wymknęła się z kawiarni niepostrzeżenie, zostawiając swoich gości i obrazy. Czuła, że musi trochę pobyć sama: ona, drobna staruszka, której całe życie polegało na szukaniu piękna w otaczającym ją świecie. Od zawsze starała się mieć oczy szeroko otwarte, a to co widziała utrwalała na płótnach. Choroba postępowała całkiem szybko; może za niedługo przestanie widzieć cokolwiek? Mówili, że można ją zoperować, ale czy na prawdę w jej wieku warto podejmować ryzyko operacji?

Złapała taksówkę i poprosiła, żeby kierowca zawiózł ją do domu. Mieszkała na wzgórzu, z którego rozpościerał się widok na całe, rozświetlone tysiącami lamp, miasto. Chciała spojrzeć na nie z góry, może ostatni raz zanim zacznie być zależna od innych ludzi.
Usiadła na ławce przed domem, rozpuściła włosy, bo wtedy czuła się jak mała dziewczynka. Ach, szkoda że nie miała w ogródku huśtawki, ale wiedziała, że gdyby powiedziała o tym marzeniu swoim dzieciom, uznaliby, że zaczyna dziecinnieć. Młody człowiek jeszcze nie rozumie, że starość osłabia ciało, a umysł wciąż chce się cieszyć jak wtedy gdy miał trzydzieści lat. Ona tak się właśnie czuła, od czterdziestu paru lat wciąż jak trzydziestolatka.

Wiatr, stary przyjaciel, delikatnie bawił się jej srebrnymi włosami, w oddali migotały światła przelatujących samolotów i tylko od czasu do czasu ciszę przerywał dźwięk przejeżdżających ulicą samochodów.
Była spokojna, oddychała głęboko i cieszyła się, że jest i że miała dobre życie.

Podobne wpisy

Subscribe
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

3 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Ola
Ola
7 lat temu

Piękne. Chciałabym się tak zestarzeć…

Olga
Olga
7 lat temu

Piękny tekst, dziękuję za duchową ucztę!