Co powstaje z połączenia jedenastu kobiet i kipiącej z ich głowy kreatywności? Nie… Nie Kapitan Planeta, a bardzo owocny, relaksujący weekend.

Ledwie dwa tygodnie temu wróciłam z warsztatów pisarskich z Marią Kulą w urokliwych Koninkach, a mam wrażenie jakby to wszystko było lata świetlne temu. Moja euforia zdążyła już lekko okrzepnąć, ale przepiękne zdjęcia z tamtego miejsca (brawa dla Marty Piskorek!) przywołują wesołe wspomnienia.
Warto było tam pojechać i poznać te wszystkie wspaniałe kobiety!
Nawet jeśli teraz moje stare nawyki wcale nie pozwalają o sobie tak o zapomnieć (łatwo z dystansu podejmuje się decyzje o ich zmianie) i trudno mi codziennie „po prostu usiąść i pisać”, nie przejmować się, że mój wewnętrzny cenzor nie jest zadowolony, wiem, że nie jestem w moich zmaganiach sama i że idę dobrą drogą.

W czasie tych niespełna trzech dni miałam kilka momentów przełomowych:

weekendPISARSKI
Perypetie. fot. Marta Piskorek

Moment pierwszy

Tęsknię za Krakowem jak szalona. Wizyta w biurze i zobaczenie tych wszystkich gęb, które czasem mnie wkurzały, ale mimo to były mi bardzo bliskie, rozdrapało moje zwolnieniowe rany. Do tego zielony Kraków jest taki piękny! Świadomość tego, że wciąż moje serce uważa to miasto za dom trochę mnie rozwaliła. Jechałam do Koninek przekonana, że nie będę w stanie nic sensownego napisać, że z takiej energii nie może powstać nic dobrego. Jakże się myliłam. Wieczorne, dość proste, ćwiczenie z tworzeniem mapy myśli mnie odblokowało i słowa zaczęły płynąć na papier.

Zwierzenia pewnej perfekcjonistki
Zwierzenia pewnej perfekcjonistki

Moment drugi

Sobotnie warsztaty na temat perfekcjonizmu otworzyły mi szeroko oczy: Jakkolwiek patetycznie to nie zabrzmi to właśnie perfekcjonizm nie pozwala mi tworzyć i być szczęśliwą! Jest on zresztą bardzo wygodny: nie tworzę od razu perfekcyjnych tekstów? Och, pewnie urodziłam się bez talentu, co ja na to poradzę. Widać stałam w tej kolejce po kręcone włosy zamiast tamtej po talent pisarski (i wzrost, wiadomo)! Pozwala usprawiedliwić lenistwo – pisanie to rzemiosło, można się go nauczyć, przyznaje to wielu wielkich pisarzy. Trzeba tylko wytrwale i konsekwentnie klepać w komputer albo sunąć pisadłem po kartce.
A mnie się często nie chciało, choć moje serce do tego się wyrywało odkąd pamiętam (dużo pisałam w czasach szkoły, ale na studiach coś poszło nie tak i przestałam).
W czasie rozmowy z dziewczynami okazało się, że wszystkie mamy bardzo podobne przemyślenia i strachy: wstydzimy się tego, co piszemy i jak piszemy, nie dajemy sobie prawa do popełniania błędów, czujemy się nie dość dobre / wykształcone / elokwentne. Chcemy od razu Nobla (najlepiej w pakiecie z Pulitzerem!). Tak bardzo jesteśmy zafiksowane na efekcie, że nie cieszy nas sam proces tworzenia, a przecież to on trwa najdłużej i może dawać najwięcej frajdy, to wtedy mamy moc sprawczą!

Gdybym pisała nie przejmując się efektem to pisałabym bajkowe romanse w stylu Danielle Steel!

certyfikat
Nabyłam uprawnienia

W myśl “sama mogę sobie dać zgodę na robienie tego co kocham” stworzyłyśmy dla siebie certyfikaty, tak żeby raz na zawsze zamknąć temat niekompetencji.

Wysyłamy marzenia w świat
Wysyłamy marzenia w świat. fot. Marta Piskorek

Moment trzeci

Wieczorem Maria zorganizowała dla nas rytuał wysyłania naszych pisarskich marzeń w świat. Niech on wie na czym nam zależy i troszeczkę w tych naszych staraniach nam pomoże. Mrr… ależ to było klimatyczne!

weekendPISARSKI
Jestem wystarczająca i jestem z tego dumna! fot. Marta Piskorek

Moment czwarty

W niedzielę pewna myśl uderzyła we mnie z całą siłą, prawie się pod jej ciężarem przewróciłam, by zaraz potem przytulić się do niej z całej siły: Wszystko co potrzebuję do spełniania moich marzeń mam już w sobie. Nie muszę szukać potwierdzenia, że potrafię pisać i pozwolenia, że mogę. Uśmiechnęłam się szeroko od twarzy do serca (tak wiecie, na zewnątrz i w środku), położyłam wisienkę na torcie i wracałam do Londynu przepełniona niesamowitą energią, tym cudowniejszą, że płynęła prosto z mojego wnętrza.

weekendPISARSKI
Było wspaniale! fot. Marta Piskorek

Między tymi moimi krokami milowymi było jeszcze mnóstwo serdeczności i rozmów. Wygłodniała rozmów chwilami czułam się jak Sim, któremu wzrasta wskaźnik towarzystwa. Bałam się na początku, że nie będę nikogo znała i trudno mi będzie “wejść w grupę”, ale okazało się, że praktycznie nie musiałam się starać, wlazłam w nią jak nóż w miękkie masło :) Może pora odłożyć do lamusa moje przekonanie o tym, że nie jestem towarzyska i ciężko mi nawiązywać kontakty?

Na koniec kilka informacji o Domie w Zakręcie — nie ma on swojej strony internetowej, działa przez polecenia, przyjmuje grupy kilkuosobowe (czyli, z tego co się dowiedziałam, nie ma możliwości wynajęcia jednego pokoju). Jeśli jednak kogoś z Was to nie odstrasza i chciałby numer telefonu do Eli, właścicielki, dajcie znać a skombinuję :) (Warto zanotować, że Ela gotuje fantastycznie – nawet bezglutenowo!).

Natomiast jeśli poszukujecie warsztatów pisarskich albo kompetentnego redaktora serdecznie polecam skontaktować się z Marią :)

Przy pracy. fot. Marta Piskorska
Przy pracy w ulubionej sukience ;)  fot. Marta Piskorek

Podobne wpisy

Subscribe
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

8 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Sylwia
7 lat temu

Ewo, ten tekst jest świetny! Przeczytanie Twojej relacji z wyjazdu sprawiło mi naprawdę dużą przyjemność.
Cieszę się, że znalazłaś w Domie na Zakręcie swoją prostą:)

Vie
Vie
7 lat temu

Powodzenia! Pieknie napisane…

Małgonia
Małgonia
7 lat temu

Trafiłam na Twój tekst i bloga z newslettera Marii, chwilę temu. I mocno we mnie zarezonowało Twoje pojawianie się na warsztatach i w Krakowie z tzw. „zagranicy” , w maju przyleciałam z mniejszej zielonej wyspy :) na warsztaty pod Kraków i podobnie obaliłam w sobie mit o własnej trudności w nawiązywaniu swobodnych kontaktów z Kobietami :)
Poczucie bycia wystarczającej jest mi bardzo bliskie a do tego bardzo bardzo bardzo nieśmiało docieram do siebie „piszącej” i wszystko to razem pojawia się dziś, tu i teraz. Dziękuję! I zasiadam do czytania Twojego bloga :)
Ciepło Cię pozdrawiam z zachodniego brzegu Irlandii

Ania Autentyczny Copywriting
7 lat temu

Przeczytałam Certyfikat – Licencję na Tworzenie :) ze łzami w oczach. Ja też – zanim zaczęłam pisać ksiażkę „Autentyczność przyciaga” (we współpracy z Maria) musiałam samej sobie dać na to pozwolenie.