Powiedz mi, czy wolisz czytać raz na milion miesięcy czy częściej, ale krótkie teksty?
Nawet nie zauważyłam, jak znowu samą siebie nabiłam w butelkę.
Mam taką skłonność, umiejętność, a nawet talent (mam na to papiery, bo zrobiłam test Gallupa), że na większość spraw patrzę pod wieloma kątami. Zaczynam pisać tekst z konkretną myślą, a w trakcie dochodzę do wniosku, że muszę przecież pobawić się w adwokata diabła, bo żaden (ŻODYN) temat nie ma tylko jednej strony, i ugryźć temat z drugiej, trzeciej, a nawet piątej strony. A pisanie takich kobył trwa (tak, jak i ich czytanie) i często nudzi mi się w samym trakcie. A jak mi się nie nudzi, to dochodzę do wniosku, że przecież nie przeanalizuję tematu kompleksowo i w rezultacie się poddaję. I w konsekwencji cisza tu, jak makiem zasiał.
(Meh, do kitu z takim talentem ;)
Ale czy to nie jest kolejny objaw zakamuflowanego perfekcjonizmu? Tym, z którym tak się zmagam, którego tak bardzo chcę się pozbyć?
Czy coś by się stało, gdybym jednak pooprzestała na jednej stronie, na luźnej myśli i kilkudziesięciu zdaniach zamiast setek? Czy miałabyś mi za złe, gdybym publikowała krótkie teksty?
Czy krótszy tekst jest gorszy od dłuższego? Czy opowiadania są przez ich rozmiar słabsze od powieści? No raczej, że nie!!!
Czy zawsze i nad wszystkim trzeba sobie wypruwać żyły?
Czy ten post jest słabszy od innych moich postów?
Co o tym myślisz?
Leave a Reply