Serdecznie Ci dziękuję za ostatni komentarz. Kilka słów, proste pytanie, a poruszyło mnie i dało nadzieję (że jest ktoś, kto czeka).
Kilka tygodni temu przypadała kolejna płatność za domenę bloga – zastanawiałam się co zrobić, przedłużyć czy rzucić to wszystko w diabły, jak to mam ochotę od długiego czasu zrobić.
To miejsce od dawna nie jest tym, czym chciałam, żeby było. Chciałam dzielić się zwykłym, codziennym pięknem i gadać o emocjach. Lekkimi wpisami dawać nadzieję, że można stanąć na nogi po epizodach depresyjnych, że warto dbać o siebie. A gdzieś po drodze stały się rzeczy, które mnie zablokowały i zmieniły. Przyznanie się, że ciężko mi przychodzi kochanie siebie i świata wymaga dużej odwagi i otwartości.
Nad wszystkim się zastanawiam i rozmyślam, ale pisać o braku tej miłości? A czy to nie neurotyczne? Czy to nie jest wyrzygiwanie emocji? Czy ktoś chce to czytać, czy 34latce przystoi przyznać się, że ma wrażenie, że nie potrafi w życie?
(Z drugiej strony, czy przystoi 34latce się tym przejmować? I co to w ogóle za słowo „przystoi”?! I dlaczego by nie pisać tylko z potrzeby pisania?)
Chodzą mi po głowie zdania, które mnie zatrzymały, jak znak STOP na skrzyżowaniu, i przy okazji zastanawiam się ilu ludzi zablokowały moje słowa. Ilu ja straumatyzowałam, pozwoliłam uwierzyć, że są do niczego, podcięłam skrzydła.
I co z tym dalej zrobić?
Czy tak długo, jak jednak więcej jest ludzi, których moje słowa uniosły to jest „okej”? Szala wciąż przechylona na stronę dobra, zielone światło, jedziemy dalej?
A co jeśli ja na tamtą chwilę naprawdę chciałam zranić, ba, rozumiem swoje motywy. Czy wobec tego „Przepraszam, nie to miałam na myśli” będzie szczere?
(Nie zastanawiam się tutaj nad konkretnymi wydarzeniami w moim życiu, ale myślę, że każdy z nas ma sytuacje, kiedy wie, że zachował się nie fair i kogoś skrzywdził)
I tak na przykład: Jeśli ktoś jest beznadziejnym ojcem, ale uczynnym sąsiadem, to jest złym człowiekiem czy nie jest? Jak i skąd mu się to bierze, że łatwiej mu być miłym dla obcych?
Dlaczego ktoś powiedział mi to i to, dlaczego ja to i śmo powiedziałam? Dlaczego on się tym przejął? Dlaczego ja to wzięłam tak do siebie?
Czy gdybyśmy poznali motywy tej drugiej strony, to byłoby łatwiej nie chować urazy? Nie przejąć się. Przejść nad tym do porządku dziennego i robić swoje.
Czy zatem nie moglibyśmy z góry założyć, że interlokutora ktoś kiedyś skrzywdził i dlatego teraz jest dla nas wredny i zły? I może nie, że jest zły tak do szpiku kości i na stałe, tylko w tamtej sekundzie był.
Co, gdybyśmy założyli, że wszyscy ludzie są z natury dobrzy, tylko czasem się potykają?
Czasem jestem fajna, a czasem jestem skurwielem. I to jest… no cóż… ludzkie. Byle wyciągać wnioski, następnym razem spróbować lepiej. I przyjąć, że świat nie jest czarno-biały.
I tak to właśnie sobie ostatnio rozmyślam.
Droga, drogi KKK – nie wiem czy to jest wpis na jaki czekałaś (-eś), ale tyle potrafię w tym momencie od siebie dać. Rozmyślania o ludzkiej naturze :)
Dziękuję, że napisałaś (-eś)! <3
PS. Choć nie ma mnie zbyt często na blogu, od kwietnia 2019, regularnie co miesiąc, wysyłam list subskrybentom na mojej liście mailingowej. Trochę wpis, trochę list, osobisty, z bieżącymi rozważaniami, nie zawsze pięknymi. Jeśli czujesz, że to coś dla Ciebie to kliknij tutaj -> link do formularza z zapisem.
Hej! Przepraszam, że piszę dopiero teraz. Nie wiem jak inni, ale ja nie mam tak, że czekam na typowo motywujące do życia treści. Jest ich cała masa, z czego prawie wszystkie lub wszystkie nie do końca szczere. Wolę czytać o prawdziwych emocjach i prawdziwych wątpliwościach, które są wpisane w nasze ludzkie istnienie. Bardzo mi się ten wpis spodobał, nie widzę tu braku energii. Ściskam :)
Bardzo żałuję, że trafiłam tu tak późno :( Czytam i czuję, że Twoje wpisy są mi szczególnie bliskie. Nadrabiam blogowe treści i zapisuję się do newslettera!
Bardzo mi miło, że jesteś :) Rozgość się i oczywiście zapraszam na newsletter :))) pozdrawiam!