26 marca, czwartek
Szósta z hakiem
Siedzę przy lekko otwartym oknie i myślę o ciszy, która nas wszystkich okryła swoim miękkim kocem. O tym, że autobusy wożą powietrze, że pojedynczy ludzie przemykają po ulicy – staramy się być od siebie, jak najdalej, ale uśmiech i tak pokonuje ten dystans. Uczę się uśmiechać do przechodniów i patrzeć im w oczy.
Mam urlop, jest czwartek – mam wrażenie, że odkąd to wszystko się zaczęło (i zaczęło brakować jajek), chodzę po wielkim mocno zakręconym labiryncie, gubię się i odnajduję na zmianę, a przed wejściem nikt nie wręczył mi mapy.
Statystyki już nie robią na mnie wrażenia, już panicznie nie sprawdzam portali z newsami. Wracam do starego schematu, gdzie o świecie, tym dużym, informuje mnie aplikacja News komunikatami push.
Czy zimą byłoby to łatwiej przetrwać?
Poranne dzisiejsze chmury mają pomarszczone linie papilarne. Rozmazują się na jaśniejącym niebie – czy i one, jak moja znajoma, bieliły drzewa wapnem i teraz trudno im odblokować telefon?
Podziwiam drzewa sąsiadów, tym z naprzeciwka od psów, właśnie zaczyna kwitnąć, tym obok, od bałaganu w sypialni, już przekwitło i teraz obsypuje się świeżą zielenią.
Stałam wczoraj na mikrobalkonie, gdy oni, zasłonięci krzakami siedzieli w ogródku. Podcinałam lawendę, gdy ich dziewczynka zdecydowanym głosem obwieściła: „No, I don’t like that!”, nie wiem w jakim kontekście, ale to, że tego nie lubi, zapadło mi w pamięć równie mocno, jak zapach jaśminu po obu stronach Richmond Bridge.