Każdego zimowego wieczoru, miłość mieszkająca w ich ustach otulała się mgłą.
Byli niczym rozbitkowie na bezludnej wyspie nie mający jeszcze miejsca, w którym mogliby się schować przed zimnem — wciąż za młodzi na knajpki i restauracje, jak współcześni Romeo i Julia nie mogący tulić się pod dachem swoich rodzinnych domów.
Więc spacerowali wolniutko po coraz bardziej mlecznych i gęstych Plantach, każdego dnia dziwiąc się, że powietrze wciąż nie chce się uginać pod ich dotykiem jak galaretka i wcale nie smakuje jak ptasie mleczko, z którego ktoś wyjadł całą czekoladę.
Choć ich ciała drżały, nie mogli się powstrzymać przed gubieniem pocałunków w zwojach miękkich szalików, trzymając się kurczowo za okryte kolorowymi rękawiczkami dłonie.
To była pierwsza zima ich pierwszej miłości.
„miłość mieszkająca w ich ustach otulała się mgłą”
Moje ulubione wyrażenie, jakie dotąd przeczytałam w klubie należy do Ciebie :)
<3
Bardzo bardzo mi miło! dziękuję!