Światło mięciutkim blaskiem okrywa wszystkie budynki, które ktoś kiedyś postawił na stromych wzgórzach. Jest strono, bardzo stromo. Przyjechałam do miasta, a wspinam się jak po górach.

Jestem w San Francisco.

Czuję się trochę jak w Cinque Terre: upiętrzona ta architektura, budynki jasne, niekiedy fikuśne, ale wciąż w dobrym guście. Jest eklektycznie i — o dziwo — wszystko do siebie bardzo pasuje: wysokie wieżowce do (relatywnie) niskich domów.
Patrząc na miasta, w których istnieje tak wysoka zabudowa miałam zawsze wrażenie, że chodząc „tam na dole“, będę się czuła taka maleńka. W SF jest wprost przeciwnie, czuję się w sam raz. Wszędzie szerokie ulice i chodniki — spacerować jest bardzo przyjemnie, słońce dostaje się na chodniki i ogrzewać schłodzone wiatrem twarze przechodniów.

Wieje. Chowam się w niebieskościach mojej bluzy z kapturem i szaliku, bo po chwili znowu wszystko zdejmować. Temperatura w kratkę.

Czy czułabym się bardziej onieśmielona przylatując tu z Polski i słysząc na każdym rogu amerykański akcent znany mi z tak wielu seriali? W pierwszej chwili po przeprowadzce słyszenie obcego języka na każdym rogu jest trochę oszałamiające, a po kilku tygodniach się o tym zupełnie zapomina…
Przesiadaliśmy w LA, imigracja trochę zajęła, biegliśmy na inny terminal. W punkcie kontroli security był pan przypominający mocno Samuela L. Jacksona, z wyglądu i z barwy głosu. Wołał na nas, żebyśmy na pewno usunęli z toreb wszystkie beverages (napoje), a w jego ustach słowo to brzmiało jak muzyka.

Mój pierwszy raz w Stanach Zjednoczonych. Spełnione marzenie z dzieciństwa, ja w krainie seriali zza wielkiej wody.Widok na San Francisco, wybrzeże

Sobotnie przedpołudnie spędziliśmy na Alcatraz spacerując po więziennych korytarzach. Było dziwnie, atmosfera gęsta jakby wciąż coś się na tych korytarzach odbywało. Weszłam do celi i szybko z niej wyszłam, wiem, że zwariowałabym po pięciu sekundach bycia tam zamkniętą. Nie wiem czy więzienia na prawdę spełniają swoją funkcję resocjalizacyjną, mnie sama perspektywa bycia odciętą od całego świata przeraża i paraliżuje. Co czuli więźniowie Alcatraz mogę sobie tylko wyobrażać. Zamknięci w celach bez słońca, patrzący na tętniące życiem miasto tak bardzo niedaleko. Podobno czasem do wyspy dochodziła muzyka z odbywających się na lądzie zabaw…

Alcatraz

Wszędzie te wzniesienia. Gdy jedziemy uberem panikuję, że zaraz pewnie pójdą nam hamulce i zderzymy się z innymi samochodami. Jak oni potrafią tu jeździć?! A podobno to Jastrzębie Zdrój gdzie zdawałam egzamin na prawo jazdy, charakteryzuje się ogromną ilością miejsc do ruszania pod górę…

Chodzimy zupełnie nieśpiesznie. Nie chce mi się spieszyć, to nie jest dla mnie konkurs na zwiedzanie i odhaczanie jak największej ilości znanych miejsc. Nie lubię biegać z przewodnikiem od punktu A do B. Chcę poczuć samo miasto, zobaczyć jak się w nim czuję, by może kiedyś wrócić z powrotem.

Jeśli miałabym tu wracać to właśnie dla tego światła, które aż się prosi by chwytać je na zdjęciach. Czy to tylko cecha SF czy może Kalifornii? Oczy moje się zachwycają i po cichu zazdroszczę wszystkim tutejszym fotografom ślubnym, warunki do zdjęć mają kapitalne…

Czas płynie swoim tempem. Jestem lekko rozdarta między strefami czasowymi, nazwijmy to jetlagiem. Kiedy ja się kładę spać, moi rodzice wstają do pracy. Nadziwić się trochę temu nie mogę, że przerywamy rozmowę w połowie mojego dnia.

Budzimy się i idziemy prosto do naszego salonu podziwiać wschód słońca nad zatoką. Jest tak pięknie, że brakuje mi słów.

Wschód Słońca z naszego Airbnb na Russian Hill

Środowy wieczór spędzamy na koncercie Gwen Stefani i Stinga. Nie zdawałam sobie sprawy jak wiele z ich piosenek znam. W pewnym momencie uderza mnie to gdzie właśnie jestem, co robię i z kim jestem. Czuję taki przypływ szczęścia z powodu tego w jakim momencie życia się znajduję, że oczy zachodzą mi łzami.

Następnego dnia odwiedzam SF MoMa (San Francisco Museum od Modern Art) — fajnie jest zobaczyć kilka z obrazów, o których słyszałam na Historii Sztuki. Dali, Khalo, Miró…

Na pozostałych piętrach mam do czynienia ze sztuką, której w większości nie rozumiem, kolorowe figury geometryczne na różnokolorowych tłach. Wiem, że zabrzmię jak ignorant, ale takie obrazy nie niosą z sobą dla mnie nic poza pomysłem.
Po chwili dochodzę do wniosku, że właściwie to tych artystów i podziwiam, i im zazdroszczę. Nam, „zwykłym szaraczkom“ nie przyszłoby do głowy, że takie plamy mogą być CZYMŚ, a ci twórcy w siebie i w nie uwierzyli. Pozwolili sobie na bycie twórczymi i kreatywnymi. Może więc nie nam nas samych oceniać?

San Francisco żegnamy po tygodniu, a jednak czas płynie bardzo szybko. Połowa wakacji, następny tydzień spędzimy w samochodzie jeżdżąc po Kalifornii.

Czekam na ocean.

Widok na Golden Gate

Jeśli chcesz mi wirtualnie potowarzyszyć w mojej wycieczce po Kaliforni, zapraszam na mój profil na Instagramie, gdzie codziennie wrzucam kilka, kilkanaście nowych Instagram Stories — zdjęć i filmików :)

Podobne wpisy

Subscribe
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

1 Komentarz
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Olga
Olga
8 lat temu

To musi być surrealistyczne przeżycie, znaleźć się nagle w żywej scenografii z tv.
Życzę dalszego, udanego odkrywania Kalifornii. Z przyjemnością przeczytam kontynuację.