Dawno, dawno temu przyszła do mnie myśl, że gdyby tak każdy pokochał samego siebie, ale tak naprawdę pokochał, zło zniknęłoby ze świata.

Wiem, jak to brzmi i jaki PR ma miłość własna. Od dzieciństwa tłuką nam do głowy, żeby nie być samolubnym, egoistycznym i nie myśleć tylko o sobie. Tylko, że miłość własna, którą mam na myśli, nie ma z tymi trzema nic wspólnego. Przeciwnie, jest czymś krystalicznie czystym, pięknym i dobrym. Jest ideałem, odbiciem Boskiej, kosmicznej miłości. I choć od jakiegoś czasu nie myślę o Bogu tylko w wymiarze stricte kościelnym, to wciąż najpiękniej moim zdaniem o takiej miłości mówi przykazanie o Miłości Boga i bliźniego.
„Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem (…) Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego”.

Więc no właśnie – bliźniego, jak siebie. Jeśli mam z samą sobą niedobrą relację, to w jaki sposób mogę kochać innych?

Kojarzycie Hymn o Miłości? Ten, który zaczyna się od „Gdybym mówił językami ludzi i aniołów…”?
Często się go czyta podczas ślubów kościelnych, bo jest taki piękny i wzruszający, bo mówi o tym, jaka powinna być miłość małżonków. Wróciłam sobie do niego ostatnio i zdałam sobie sprawę, że praktycznie każdy wers mówi także o tym, jak powinnam kochać samą siebie, czyli np. być cierpliwa, łaskawa, nie zazdrościć, nie szukać poklasku, nie unosić się pychą itd.

Czyli zupełnie nie chodzi w niej o to, żeby widzieć tylko koniec własnego nosa –
Na przykładach:

  • jeśli kocham siebie, rozumiem, że nie istnieję bez innych ludzi, że jestem częścią najróżniejszych społeczności, i to, jak się te społeczności mają, wpływa też na mnie. Więc chcę o nie dbać, bo w ten sposób dbam też o siebie. (W miejsce społeczności można też wstawić środowisko naturalne),
  • potrafię dawać i pomagać najpiękniej, bo kochając siebie, nie oczekuję niczego w zamian. Wiem, że dawanie niczego mi nie odbiera,
  • potrafię słuchać innych, nie wymuszając na nich słuchania siebie. Przez to, że jestem ze sobą w kontakcie, mogę skupić się na kimś. Jestem pewna, że nie zapomnę o sobie, więc nie rośnie we mnie frustracja spowodowana cudzym brakiem uwagi,
  • kochać siebie, a więc wiedzieć, gdzie leżą moje granice. Dbam o nie, wiem, jak są dla mnie ważne, więc też szanuję i nie naruszam cudzych granic. Potrafię mówić o swoich potrzebach i przyjmować odmowę, tak jak i sama sobie daję prawo do odmówienia komuś.
  • czuję swoją sprawczość, realnie podchodzę do własnych możliwości, wiem, że największy wpływ mam na samą siebie, więc nie wymuszam niczego na innych.
  • kochając siebie, nie dopuszczam do sytuacji, w której mogłabym komuś wykrzyczeć: „Tyle dla ciebie zrobiłam i poświęciłam, a ty co?!”.
  • kochając siebie i mając z czymś problem, nie będę go zamiatać pod dywan, zajadać słodyczami czy zagłuszać go zakupami, będę próbować dociec skąd się problem wziął. Czas spędzony z sobą będzie równie ważny, jak czas z innymi. Pozwolę sobie na robienie rzeczy tylko dlatego, że cieszą.
  • i na koniec: Kochając siebie, nie będę chciała krzywdzić innych, choćby dlatego, że będąc uważną na siebie i swoje emocje, jestem w stanie wyobrazić sobie, co czułaby ta druga osoba.

Kochanie siebie, to znaczy kochanie innych i wszystkiego wokół.

Trochę utopia? Pewnie tak, ale jakoś tak wierzę, że jest możliwa… Marzę o niej i dbając o siebie, przypominam sobie, że tak naprawdę dbam o świat wokół mnie.

Świat robi się szalony (a może zawsze taki był?), wysyłanie w niego miłości, naprawdę nie powinno zaszkodzić :)
W końcu: Actions speak louder than words – Czyny mówią głośniej niż słowa.

Podobne wpisy

Subscribe
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments