Florence + The Machine, europejska
Marzyłam o barierkach, ale barierki w Polsce na jej koncercie, to o ile nie chcesz koczować pod miejscem koncertu jakieś 10h wcześniej, są nie do zdobycia. Nie będę przez tyle czasu marzła i nie będę ryzykować udaru słonecznego dla nikogo, nawet dla Flo ;) Stara jestem, cóż zrobić! A w Oslo wystarczyło być jakieś 1,5h przed otworzeniem bramek!
Lubię być blisko. Ba, muszę być blisko, żeby lepiej widzieć, żeby bardziej chłonąć. W muzeum, w teatrze i na koncertach… Marzyłam o tych barierkach od samego początku, od momentu, kiedy pierwszy raz zadzierałam głowę i obserwowałam ją w Krakowie w 2013 na telebimach. Być blisko i widzieć jak w smugach scenicznego światła dym formuje się w chmury. Widzieć pracę techników i ochroniarzy, ich dbanie, żeby koncert przebiegł bez zakłóceń, kamerzystów, których obraz trafia na telebimy i to pod jakim kątem trzymają swoje kamery (ach, gdyby tak się dało równocześnie być na montażowni! :D) i w końcu jej ruchy dłoni, falowanie włosów, szwy na sukience i nawet brudne od biegania po scenie boso stopy.
WIDZIEĆ WSZYSTKO i chłonąć tak wiele!!! <3 (wiem, że krótkowidze zrozumieją).
Kolejne marzenie spełnione :)
„Zdobycie” barierek zajęło mi jakieś 5,5 roku… Kolejnym marzeniem jest foto akredytacja na jej koncert i robienie zdjęć lustrzanką. Jeszcze nie mam zielonego pojęcia jak, ale jestem cierpliwa :)
O Florence + The Machine pisałam już wcześniej we wpisie: Co mi dała muzyka FATM