Przypadkowe spotkanie jest czymś najmniej przypadkowym w naszym życiu
– Julio Cortazar
Freddy
Poznaliśmy się rok temu.
Jakiś event IT w jednym z modnych biur w San Francisco. Modnych, bo poza biurkami i open spacem jest też open kuchnia, drinki, jedzenie, takie tam.
Przemykałam od jednej stojącej grupki do drugiej, nie do końca umiejąc się odnaleźć. W końcu usiadłam z boku, wyciągnęłam różowy zeszyt i zaczęłam pisać. Nic wielkiego, opróżniałam głowę z nadmiaru myśli.
Podszedł i zapytał co robię. Od słowa do słowa, i okazało się, że właśnie odbyłam jedną z najmilszych rozmów całej konferencji. O pisaniu, o historiach, o mojej historii i mojej bohaterce. O tym co chciałabym dzięki niej powiedzieć światu. O nim, o jego życiu, historiach, o inspiracjach, o Wielkiej Magii Liz Gilbert. Zapamiętałam jego imię i to, jak śmieją się jego oczy gdy rozmawia z ludźmi. Jeśli ktoś miałby nakręcić “W głowie się nie mieści” z aktorami, to on mógłby zagrać Radość.
Spotkałam go i w tym roku. Na dzień dobry spytał: “Napisałaś już tę swoją książkę?”.
Rozbroił mnie jednym pytaniem.
Zrobiło mi się lekko wstyd, a potem już wiedziałam, że za rok, jeśli się znowu spotkamy, nie będę czekać aż zapyta. Sama mu powiem, że tak.
Marta
Jeszcze na dobre nie usiadłyśmy, Marta podała mi małą torebkę, w niej pudełeczko z bordową “sznurkową” bransoletką. Na niej zawieszka, na zawieszce wygrawerowane write.
– Jak na nią spojrzysz, to masz sobie przypomnieć mnie mówiącą ci: “Pisz!”.
Wzruszyłam się, bo wiedziałam jak bardzo przemyślany i spersonalizowany to jest prezent, że to jest bransoletka, którą będę cały czas nosić. Patrzę na zawieszkę kilka razy dziennie. Write, write, write tłucze mi się po głowie.
Marta mi kiedyś napisała, że nawet jeśli nie ma siły czy czasu, czyta moje teksty.
Zrobiło mi się tak bardzo, bardzo miło, uniosłam się wtedy kilka centymetrów nad ziemią.
Dystans
Wiem, że są ludzie, którzy nie wątpią w siebie i swoje umiejętności, i sami odpowiadają sobie na pytanie czy coś jest dobre czy nie.
Ja dopiero się tego uczę.
Jeśli dostanę dziesięć miłych komentarzy i tylko jeden negatywny czy nawet neutralny, to najprawdopodobniej skupię się na tym jednym.
Jeśli dostanę dziesięć samych komentarzy pozytywnych to chwilę będę się cieszyła, pomyślę, że jestem genialna, a zaraz za to myślenie wyleję na siebie kubeł zimnej wody. Trudno jest mi się obiektywnie doceniać moje osiągnięcia.
Tak, dokładnie wiem jak to wygląda z boku. Tylko jakoś tak niełatwo się samemu wobec siebie zdystansować.
Ale spokojnie, powoli do tego dojdę :)
Zupa pomidorowa
Niedawno przypomniał mi się tekst, który pierwszy raz usłyszałam na wyjeździe pisarskim: Nie jestem zupą pomidorową, nie wszyscy muszą mnie lubić.
Doszło do mnie to, że jeśli ludzie lubią się nawzajem, może się nawet przyjaźnią, to wcale nie znaczy to, że muszą lubić te same rzeczy. Ja lubię obejrzeć komedię romantyczną, a ktoś będzie relaksował się oglądając horrory. Idąc dalej, jeśli robisz tatuaże, to wcale nie znaczy, że wszyscy wokół mają ci się dać wytatuować. Ktoś może nie lubić tatuaży, ale za to przegadacie wiele godzin o Picassie. Różnimy się. I to jest naprawdę OK!
Czytam ostatnio dużo o budowaniu marki osobistej i coraz częściej mówi się o tym, by być i komunikować się w duchu autentyczności. Cudownie wychodzi to Ministerstwu Dobrego Mydła na Facebooku. Autentyczność, szczerość przyciągają podobnych ludzi. Jeśli fotograf najlepiej czuje się robiąc jasne zdjęcia, to najfajniejszymi klientami będą dla niego ci, dla których taka estetyka jest ważna. Pewnie, że znajdą się klienci, którzy stwierdzą, że ten fotograf nie jest dla nich, ale znajdą się też tacy, z którymi będzie fotograf nadawał na tych samych falach. I wtedy będzie się działa magia!
Bardzo dużo czasu straciłam na to, by się zdefiniować. Czy ten blog jest bardziej o tym, czy o tamtym? Czy dodawać teksty motywacyjne czy opowiadania? Zafiksowałam się na rzeczach zupełnie nieistotnych, podczas gdy to najważniejsze było na wyciągnięcie ręki. Nawet wpisałam to pod logo: O miłości do świata, do ludzi i do słów. Teraz dodałabym jeszcze: do siebie i do zdjęć.
Chcę pisać o świecie takim, jakim ja go widzę.
I wiem, że to nie jest pisanie dla wszystkich.
I w końcu jest mi z tym dobrze :)
Ewa! Hasło z zupą pomidorową, odkąd je usłyszałam, jest jednym z moich ulubionych (obok 'zrobione jest lepsze od idealnego’ ;) ). Wielkie odkrycie – i bardzo wyzwalające, że nie wszystkim się musi podobać to, co robię. Więcej – nawet powinno się niektórym nie podobać, bo przecież ludzie są bardzo różni, a próba sprostania wszystkim gustom skutkuje tym, co w sztuce i życiu najgorsze – letniością, nijakością. Piszmy więc odważnie i dajmy się (nie) lubić! Ściskam! <3
Tak właśnie! Ściskam i bardzo dziękuję <3