Muszę się do czegoś przyznać…
O ile ogólnie z pisaniem raczej nie mam problemów i zawsze w szkole byłam w stanie spłodzić wiele stron tekstu, to ze skleceniem sensownych życzeń od zawsze mam problem.
Z urodzinowymi jeszcze jakoś daję radę, ale te świąteczne… I zawsze chwytam się na tym, że życząc coś komuś najczęściej życzę tego, co sama chciałabym usłyszeć.
Więc gdy dziś zaczęłam się zastanawiać nad tym czego sobie i Tobie życzyć, przypomniały mi się słowa „żeby zawsze było Boże Narodzenie“. Nie wiem gdzie i kiedy je usłyszałam ani kto je wypowiedział, ale zapadły mi w pamięć od tego czasu.
Zawsze, ilekroć uśmiechasz się do swojego brata
i wyciągasz do niego ręce,
jest Boże Narodzenie.Zawsze, kiedy milkniesz, aby wysłuchać,
jest Boże Narodzenie.Zawsze, kiedy rezygnujesz z zasad,
które jak żelazna obręcz uciskają ludzi
w ich samotności,
jest Boże Narodzenie.Zawsze, kiedy dajesz odrobinę nadziei „więźniom”,
tym, którzy są przytłoczeni ciężarem fizycznego,
moralnego i duchowego ubóstwa,
jest Boże Narodzenie.Zawsze, kiedy rozpoznajesz w pokorze,
jak bardzo znikome są twoje możliwości
i jak wielka jest twoja słabość,
jest Boże Narodzenie.Zawsze, ilekroć pozwolisz by Bóg
pokochał innych przez ciebie,Zawsze wtedy,
jest Boże Narodzenie.Matka Teresa z Kalkuty
Więc życzę Wam i sobie, by zawsze było Boże Narodzenie i żeby między nami była Miłość, a za nią radość, cierpliwość i pokora wobec tego jakim niesamowitym cudem jest spotkanie z drugim człowiekiem.
Dobrych Świąt!
Ojtam… Zawsze można wrzucić wierszyk ;)