Normalny, zwykły poranek.
Biała para wydobywa się z kominów, unosi w powietrzu delikatnie jak chmurka, rozrzedza się i znika. W nielicznych rozpalonych światłem oknach czarne sylwetki przemieszczają się tam i z powrotem w tylko sobie znanym rytmie.
Dziś olałam poranne ćwiczenie, usiadłam nad klawiaturą. Po drodze sprawdziłam jeszcze temperaturę w aplikacji: zero? Jakim cudem udało nam się w końcu tak nagrzać dom, by było w nim tak cieplutko, tak błogo?
Nad nami przelatuje samolot British Airways, wyobrażam sobie ludzi, którzy siedzą w środku: skąd przylatują? Co będą robić?
Gdy przelatuje samolot przez chwilę mam wrażenie ciszy, potem zaczynam wyłapywać dodatkowe dźwięki: szumiący piecyk w łazience, buczącą lodówkę, a przede wszystkim świergoczące ptaki.
Niebo choć jeszcze szare, mieni się kilkoma odcieniami: tak chyba wygląda popelaty błękit, popielaty róż i żółty. Żółty to tam najdalej, na wschodzie, muszę się mocno wychylić, żeby go zobaczyć. Pozostało nam kilka minut do wschodu słońca, niebo przecinają wstęgi różowych chmur.
Sąsiedzi z domu naprzeciwko mają dwa psy. Nie udało mi się jeszcze ustalić ich rasy. Gdy wypuszczają je na ogródek, bezczelnie ich obserwujemy: właściwie to nie musimy się nawet specjalnie starać, po prostu siedzimy przy stole.
Czasem widzę jak psy zamykane są w ogródku, którego raczej nie lubią. Miotają się wtedy od okien do drzwi i ujadają, błagając by wpuścić je do środka.
Czuję się wtedy jak Dziewczyna z pociągu, jak Emily Blunt. Wczoraj zastanawiałam się nad historią, którą opowiedziałabym, gdybym chciała napisać książkę wzorowaną na Dziewczynie z pociągu. Byłabym wtedy Dziewczyną z kuchni, najprawdopodobniej pracoholiczką, której nie sposób wyciągnąć z domu. Może nawet otyłą, zajadałabym stresy związane z rozstaniem z dziewczyną, które miało miejsce z trzy-cztery lata temu. I… coś tam jeszcze bym wymyśliła.
Słońce wstało.
Przez chwilę podświetlało nieliczne na niebie chmury, błysnęło swoimi umiejętnościami niczym akrobata występujący na castingu do jakiegoś talent-show i poszybowało w górę nieba. Ja wpuściłam do domu trochę chłodu wychodząc na balkon i próbując zrobić takiemu niebu zdjęcie.
Jak dobrze jest się nie spieszyć.
Jeszcze pięć dni do Gwiazdki.
Cały wpis myślałam o dziewczynie z pociągu i już miałam pisać, że to zupełnie jak w tej książce :D Bardzo fajny chillowy wpis! :)
Haha :D
Ja ostatnio słuchalam jakiejś ksiażki opartej trochę na „Dziewczynowym..” szablonie, musze w końcu się zastanowić co sprawia, że te książki choć są słabo napisane, tak bardzo wciagają :D
Dziękuję, cieszę się, że wpis się podoba, zwłaszcza, że powstał dość spontanicznie i nie byłam pewna czy nie powinien pójść do szuflady ^^
Może to taki voyeryzm cudzymi oczami po prostu?
Dawno temu czytałam bloga faceta, który był sparaliżowany po wypadku. Ale za to mieszkał na blokowisku wieżowców. Kupił sobie lunetę i codziennie opisywał życie swoich sąsiadów.
Czytanie o nieswoich sąsiadach, na nieswoim blokowisku, w nieswoim mieście kompletnie nic nie wnosiło do mojego życia, ale nie mogłam się doczekać kolejnych wpisów ;)
To może być tak jak mówisz :) Poza tym niby nieładnie podglądać sąsiadów, a gdy robi to ktoś inny, a my tylko to śledzimy to niejako ściąga z nas tą odpowiedzialność/winę :D