W końcu w Richmond zacina deszczem tak porządnie, z przytupem uderzając kroplami o parapet i o szyby.
Siedzę w moim ulubionym miejscu w całym mieszkaniu tuż pod oknem i patrzę jak wiatr kołysze zielonymi i ciężkimi od mokrych liści gałęziami drzew i krzewów.

Parę lat temu oglądając na TVN Style jakieś programy o upiększaniu przydomowych ogródków Anglików nie wierzyłam, że oni naprawdę mają je gdzieś pochowane na tyłach swoich domów. Nie jestem już tak naiwna, żeby myśleć że wszyscy tu mieszkają w domkach rodem z filmu “Notting Hill” czy teledysku Florence do “Ship to Wreck”, ale ci którzy faktycznie tak mieszkają chyba mają szczęście. W końcu dorosłam do posiadania marzeń o możliwości wyjścia w słoneczne poranki do zielonego ogródka i picia w tych okolicznościach kawy (jednak wciąż nie jestem dorosła na tyle, żeby kręciło mnie myślenie o plewieniu, sadzeniu, przycinaniu i koszeniu).
Po wczorajszej wycieczce do Barbican Centre, którego okolica jest okropnie szara i betonowa, jeszcze bardziej doceniam dzielnicę, w której mieszkamy: Richmond i Twickenham są urokliwe, miasteczkowe i bardzo, bardzo zielone.

A propos picia kawy i ogródków odwiedziliśmy niedawno cudowne Petersham Nurseries, które jest giełdą kwiatów, szkółką roślin i kawiarnio-restauracją w jednym. Po przejściu przez odrapaną drewnianą bramę (a może bardziej furtkę), miałam wrażenie, że trafiłam do jakiejś wariacji na temat Tajemniczego Ogrodu. W kilku szklarniach poza stołami z doniczkami i spokojnie rosnącymi roślinami ustawiono mnóstwo stolików i krzeseł, przy których można zjeść lunch, wypić kawę, lemoniadę czy drinka. Można siedzieć na słońcu, można szukać cienia. Można się nie spieszyć (czy to nie dziwne, że można się nie spieszyć w Londynie?), czytać książkę, robić zdjęcia…

Petersham Nurseries

Zwykle gdy pogoda dopisuje siedzę nad rzeką. Pod mostem znajduje się urokliwa kawiarenka Tide Tables, w której zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Jej wystrój jest trochę niedbały, wcale nie hipstersko-modnie nowoczesny. Na stołach leży czerwona cerata w kropki, jedna ze ścian jest pokryta plastikowymi panelami, podłoga kafelkami, ale sufit to już ceglane przęsło mostu. Kawa tu jest przepyszna (i mają migdałowe mleko!), a bezglutenowe (spokojnie, mają też glutenowe) ciacho Lemon drizzle zamawiamy co weekend. Do TT przynależy też niewielki placyk, na którym co rano pracownicy ustawiają plastikowe krzesła i stoliki. Mogą z nich korzystać nie tylko klienci kawiarni, o czym informują ustawione w kilku miejscach tablice. Dobrze zachowujące się pieseły również są tu mile widziane – przy wejściu do Tide Tables czeka na nich miska z wodą.

Więc siadam sobie, czasem tam, czasem nieopodal na ławce. Czytam, piszę, odpoczywam, patrzę na rzekę, bo patrzenie na wodę mnie zawsze uspokaja, chłonę zieleń, chłonę błękit. I pomimo tego, że czasem jest mi tęskno i czasem jest mi ciężko to w żadnym wypadku nie żałuję tego, że przewróciłam swoje życie do góry nogami.

Podobne wpisy

Subscribe
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

2 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Jola Błaszczyk
Jola Błaszczyk
8 lat temu

Wiele odczuć miałam bardzo podobnych… bo lżej jest gdy uda nam się zaprzyjaźnić z miejscem które proponuje nam los… nie ważne na jak długo…. mi za kilka dni miną 4 lata odkąd wemigrowałam z Polski. Tęsknota na początku przeszkadza, boli.. ale z czasem moża czerpać z niej siłę i odzyskiwac dzięki niej wewnętrzny spokój… Powodzenia Ewuś :*